Film reżysera Davida Yatesa „Harry Potter i Insygnia Śmierci” jest ekranizacją siódmej już serii o przygodach młodego czarodzieja autorstwa J.K. Rowling.
Część pierwsza to opowieść o podróży trójki bohaterów, której celem jest odnalezienie i zniszczenie Horkruksów - sekretu nieśmiertelności Lorda Voldemorta. Harry, Ron i Hermiona są zdani tylko na siebie, nie mogą liczyć na pomoc przyjaciół. Ciągle zmieniają miejsce pobytu, a poczucie zagrożenia towarzyszy mi wszędzie, gdzie się pojawią. Nigdzie nie jest bezpiecznie. Muszą zmagać się nie tylko ze zwolennikami wroga, którzy chcą ich zabić, ale także z własnymi słabościami, nieporozumieniami i konfliktami. Ich wieloletnia przyjaźń zostaje wystawiona na próbę…
Każdy, kto uważa, że jest to film tylko dla dzieci, może się rozczarować. Jest to najmroczniejsza część przygód Pottera. Film emanuje poczuciem ciągłego zagrożenia. W czasie seansu nie można się nudzić. Jest dużo akcji, ale są też elementy wzruszające i humorystyczne.
Pozytywnie trzeba ocenić grę aktorską. Szczególnie zaskakuje Emma Watson, która bardzo dojrzale zagrała Hermionę. Natomiast Helena Bonham Carter (Bellatrix Lestrange) wspaniale kreuje swoją rolę okrutnej czarownicy.
Reżyser David Yates podjął się trudnego zadania, jakim było przeniesienie na duży ekran książki, która zdobyła liczne grono czytelników na całym świecie. Śmiało można powiedzieć, że udało mu się to doskonale. Atutami filmu są piękne zdjęcia, kręcone w autentycznych plenerach Wielkiej Brytanii, wspaniała scenografia i muzyka. Mimo, że użyto wielu efektów specjalnych, film nie jest nimi przeładowany. Wszystko to tworzy harmonijną całość, iż wydaje się, że cały magiczny świat jest realny.
Jest to ostatnia część przygód Harrego Pottera, więc wiele wątków i tajemnic musi zostać wyjaśnionych. Nie jest to możliwe w 2,5-godzinnym filmie, dlatego producenci postanowili podzielić go na dwie części. Premiera pierwszej już za nami, a na następną musimy poczekać do lipca następnego roku.
Monika Piszczek - student dziennikarstwa PPWSZ
|